25 czerwca 2014
Krwawe ofiary źle uregulowanego ruchu
Motocyklista i konduktor tramwajowy leżę w szpitaluNiejednokrotnie występowaliśmy na łamach naszego dziennika z krytycznemi uwagami o złem uregulowaniu ruchu na placu Bankowym, który nie ma odpowiedniego wylotu do miasta, wskutek zbyt daleko posuniętej „troski” o zabytki naszego miasta. Do tych najmniej pożądanych „zabytków” należy dziś bezsprzecznie osławiony już „Łuk Cezara”, tamujący swobodny przejazd ze śródmieścia na Bydgoskie Przedmieścia i odwrotnie. Zawiły labirynt placu Bankowego pochłonął ubiegłej niedzieli w Torunia pierwsze krwawe ofiary.
W godzinach wieczornych obiegła miasto wieść o katastrofie motocyklowej, która wydarzyła się na placu Bankowym, w miejscu postoju tzw. tramwaju postojowego, kursującego na Dworzec Przedmieście.
Na przystanku o godz. 20:00 stał tramwaj linji nr 4 w składzie dwóch wagonów. Zapadł zmierzch. Od Bydgoskiego Przedmieścia zbliżał się na motocyklu p. Mikołaj Szwedowski (ulica Mickiewicza), który wiózł na siodełku p. Stefana Serockiego.
Przy przystanku tramwajowym, stał konduktor, p. Lewandowski, który informował pasażerów tramwaju o czasie odjazdu wozu na dworzec. Konduktor stał tyłem odwrócony do jezdni.
Gdy motocykl nadjechał, p. Lewandowski chciał uskoczyć w bok, było już jednak za późno. Porwany przez maszyną padł na ziemią i został przez nią wleczony na przestrzeni kilkunastu metrów. Z pod wywróconego motocykla (PM 55164) sypały się skry. Maszyna miała bowiem dość dużą szybkość, padając na bruk.
Przerażeni świadkowie tego wypadku zaalarmowali policję i pogotowie ratunkowe, które odwiozło ofiary wypadku do szpitala miejskiego. Jak się okazuje, p. Lewandowski ma rozbitą głową i leży nieprzytomny. Również poważnym jest stan p. Szwedowskiego.
Katastrofa mogła była przybrać o wiele większe rozmiary, gdyby nie przytomność pasażerów, oczekujących na odjazd tramwaju. Zauważyli oni nadjeżdżający motocykl i w ostatniej chwili odskoczyli na jezdnię.
Plan Bankowy woła o rozumną regulację. Komunikacja miasta z Bydgoskiem Przedmieściem nie może się odbywać krętemi ścieżynkami, które dla ruchu motorowego są zupełnie niezdatne. Korek musi zniknąć, jeśli nie mamy być świadkami częstszych jeszcze katastrof.
Słowo Pomorskie, lipiec 1935 r.
* Â Â Â Â Â * Â Â Â Â Â *
Epilog katastrofy motocyklowej
Szwedowski skazany na rok więzienia
W sprawie głośnej swego czasu katastrofy motocyklowej na placu Bankowym, wskutek której poniósł śmierć konduktor tramwajowy śp. Franciszek Lewandowski, po przeprowadzonej w sądzie okręgowym rozprawie, zapadł w ub. sobotę wyrok skazujący sprawcę tej katastrofy mechanika Mikołaja Szwedowskiego z Torunia, na rok więzienia bez zawieszenia i na konfiskatę motocykla.
Wstrząsające to zajście, o którem swego czasu pisaliśmy, miało miejsce w dniu 21 lipca br. około godziny 20. Konduktor Lewandowski stał na przystanku przy tramwaju nr 4 tyłem do jezdni i udzielał informacyj jednemu z wsiadających pasażerów. W pewnej chwili od ul. Szopena nadjechał na motocyklu Szwedowski, mając na siodełku jako pasażera zegarmistrza Stefana Serockiego. (…)
Lewandowski z rozbitą głową w stanie beznadziejnym odwieziony został do szpitala, gdzie po 3 dniach zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Szwedowski takie doznał poważnych obrażeń.
Mikołaj Szwedowski, oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci Lewandowskiego, do winy się nie poczuwa. Mówi, że skręcając z ul. Szopena, miał szybkość przepisową, tj. 20 km na godzinę i dawał sygnały. Sąd uznał oskarżonego winnym, że jadąc z nadmierną szybkością oraz nie trzymając się prawej strony drogi, najechał na śp. Lewandowskiego, powodując tegoż śmierć i za to skazał Szwedowskiego na rok więzienia.
Słowo Pomorskie, listopad 1935 r.
Motor jechał 20 km/h i potem wlókł konduktora przez kilkanaście metrów… tja, juści… 🙁 Dziś nie jest lepiej patrząc na dużo większą moc i szybkość motocykli i częste jechanie na tzw. trzeciego, zwłaszcza wciskanie się na czoło przed światłami na skrzyżowaniu.
Sąd chyba też nie uwierzył w 20 km/godz…
To już wtedy byli tzw. „dawcy nerek”?? Ale znając ówczesną motoryzację, to dziw iż nikt nie słyszał nadjeżdżającego ścigacza ówczesnych czasów… 😀 😀
Jeszcze jedna sprawa, jestem ciekaw jaki w dzisiejszych czasach zapadłby wyrok za taki wypadek?? Po prostu komentarz zostawię bez komentarza….
Odpowiedz dla Lukasa to Art. 156. KK.
Pewnie padało i bruk był śliski. Do dziś strach tam jeździć po deszczu.
Stanisław w dzisiejszych czasach pewnie tak, do tego długi proces i zawiasy, jednak w tamtych czasach zapewne widocznie Pan Mikołaj nie budził zaufania sędziego a i pewnie nie zachowywał się w sposób właściwy, dlatego nie skorzystano z art. 61 i Pan Mikołaj Sz. dostał działkę roku pracy w ZK z art. 230 KK ówczesnego kodeksu, którym moim zdaniem był najlepszy do tej pory jaki powstał i wystarczyło go tylko aktualizować a nie wszystko zmieniać…. 😀 😀 😀 😀 😀
Druga sprawa, szybki musiał być proces skoro w jednym numerze gazety napisano o wypadku i skazaniu 😀
„Kłania się” uważne czytanie. Notatka o wypadku jest z lipca, a o sprawie sądowej z listopada…
Tryskaczu a tu masz rację. Nie skojarzyłem Lipca z wydaniem gazety co nie zmienia faktu iż w ciągu 5 miesięcy została zakończona sprawa, co na Nasze obecne warunki jest wręcz expresowe…
Analizując tamte czasy dochodzę do wniosku, że wtedy chyba wszystko szybciej działało… Pociągi szybciej jeździły, sprawy sądowe kończące się w pół roku itp. a i przy tym ludzie więcej czas dla siebie mieli, a nie w ciągłym biegu 😀 😀
Bo to jak mawiają starzy ludzie – „…nie było telewizji…” 🙂