Sprawa fotografów ulicznych

Związek Izb Rzemieślniczych wystąpił do Ministerstwa Przemysłu i Handlu o wydanie specjalnych przepisów w dziedzinie rzemiosła fotograficznego. Zakłady fotograficzne uskarżają się na podkopywanie ich bytu przez ulicznych fotografów, nie posiadających żadnych licencyj, nie płacących świadczeń itp.
Organizacje rzemieślnicze proponują, by uliczne fotografowanie zaliczone zostało do kategorji przemysłu okrężnego. Dotyczyłoby to również zdjęć dokonywanych na zebraniach, zjazdach itp.
Memorjał podnosi ponadto konieczność uregulowania sprawy automatów fotograficznych, które się ostatnio znacznie rozpowszechniły.
Słowo Pomorskie, maj 1934 r.

Komentarze do “Sprawa fotografów ulicznych

  1. No jasne… zamiast wyjść do klienta, obniżyć ceny, poszerzyć asortyment, to lepiej przepisami chronić swój status quo.
    Jak pracownicy ochrony, przewodnicy miejscy, prawnicy czy biegli rewidenci… Nie wiem jak to wówczas się skończyło, ale teraz dobrze, że jest deregulacja. Rynek zweryfikuje złych fachowców, za to usługi staną się dostępniejsze.

  2. To nie było chronienie swojego status quo, ale walka z ówczesnym piractwem. W tekście jest to jasno powiedziane. A co do deregulacji… W wielu przypadkach rynek nie zweryfikuje złych fachowców, a jeżeli już to może się okazać, że straty są nie do odrobienia…

  3. W przypadku fotografii, to strat wielkich raczej nie będzie….

  4. Piractwo to albo „nielegalne kopiowanie i posługiwanie się własnością intelektualną (programami komputerowymi, muzyką, filmami itp.) bez zgody autora lub producenta i bez uiszczenia odpowiednich opłat” albo „działanie bez wymaganych uprawnień i licencji” – np. piractwo radiowe.
    A teraz ja się pytam Szanowny Tryskaczu – jakie uprawnienia i licencje należałoby mieć te 80 lat temu, aby działać „w dziedzinie rzemiosła fotograficznego”, czyli po prostu robić ludziom i przedmiotom zdjęcia oraz je sprzedawać ?
    Dla mnie takie podejście to po prostu próba zbytniej regulacji działalności, a wiadomo, że nadmierne regulowanie zawodów obniża konkurencyjność gospodarki i sprzyja powstawaniu wypaczonych form gospodarki, jak choćby tu – tworzy się swoisty kartel, oparty na ograniczeniach narzucanych prawem.

  5. 1. Fotografowie uliczni działali bez wymaganych uprawnień i licencji, więc wg. podanej wyżej definicji, ich działalność można nazwać piractwem…

    2. Jakie uprawnienia i licencje należałoby mieć te 80 lat temu, aby działać „w dziedzinie rzemiosła fotograficznego”?
    Takie same, jak inni rzemieślnicy. Posiadać odpowiednie kwalifikacje i płacić podatki. Tego domagał się Związek Izb Rzemieślniczych.

  6. „Fotografowie uliczni działali bez wymaganych uprawnień i licencji” – a czymże taki fotograf musi się wykazać, żeby zrobić zdjęcie? Umiejętnością zgrania ostrości, czasu i przesłony?
    Ja rozumiem, że niektóre zawody wymagają nabycia odpowiednich umiejętności i praktyki (lekarze, elektrycy, piekarze, nawet szewcy), żeby nie zaszkodzić pacjentowi czy konsumentowi, ale fotografowie…? Licencja na fotografowanie?
    To tak jakby kioskarze domagali się przepisów w celu wyeliminowania gazeciarzy, a zespoły muzyczne pod rękę z ogrodami zoologicznymi – usunięcia z chodników kataryniarzy z małpką 😉
    Dobra, każdy ma swoje zdanie nt. swobody gospodarczej, więc z mojej proponuję pokojowe EOT 😀

  7. Zgadzam się w zupełności. Fotograf ówcześnie nie musiał się niczego uczyć, gdyż każdy posiadał umiejętność obróbki negatywów, wykonywania odbitek czy sporządzania potrzebnych odczynników chemicznych!

  8. Nie chciałby aby to było ” lizusostwo” ale dzisiejszy fotografik np. taki jak ja ,to nie ma pojęcia jakim rzemiosłem była fotografika.

  9. Ależ ówczesne zakłady fotograficzne , te zrzeszone, nie uskarżały się na nierzetelność wykonywania zdjęć, tylko „uskarżają się na podkopywanie ICH BYTU przez ulicznych fotografów, nie posiadających żadnych licencyj, nie płacących świadczeń itp.” Także nie o jakość usługi, a o kasę chodziło 😉
    Pamiętam z młodzieńczych lat dziecięcych jak ojciec w piwnicy sam przez wiele lat wywoływał zdjęcia, po tym jak mu w renomowanym i zapewne zrzeszonym zakładzie p. Jarmusza prześwietlili dwie rolki filmu z wakacyjnego wyjazdu. Całe ciekawe lato 1981 (wycieczka maluchem po demoludach) poszło do kosza 🙁 Nie mam zdjęcia na tle Budapesztu czy bezkresnych pól kukurydzy w Jugosławii, ale kuwety, suszenie zdjęć, papier w czarnych okładkach i powiększalnik pamiętam do dziś 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *