Z dawnych podań

Trzęsienie ziemi w Toruniu.
W niedzielę po Trzech Królach roku Pańskiego 1572, za czasów panującego miłościwie Prusom, Koronie i Litwie ostatniego z JagieIlonów rodu, działy się dziwy niesłychane na ziemi i niebiosach, w wodzie i w powietrznych sferach.
O południu zdało się, jakoby woda w rzece Wiśle w krew się przemieniła i oną krwistą barwą aż do trzeciego dnia zachowała. O dziewiątej godzinie w wieczór Wulkana nienawistne siły zatrzęsły miastem w posadach. Przyczem straszliwa podniosła się wichura, jakiej świat póki stoi nie widział. Sroga ulewa niby potopem zalała miasto całe, a wiele domów zapadło się; most na rzece porwan został okrutną mocą wezbranej wody i ze trzystu ludzi śmierć znalazło w bystrym nurcie wiślanem. Zdało się, iż wszystkie żywioły rozpętały się na zgubę człowieczego rodzaju. Dziesięciofuntowe kamienie gradem spadały na ziemie, rażąc śmiertelnie wielu ludzi. Piorun uderzył w wielki spichlerz miejski, któren aż po same fundamenty zgorzał.
Ludzie po tylu klęskach ocaleni, gorącemi modły Najwyższemu dzięki po kościołach, a nawet po ulicach klękając zanosili. Zaczem rozeszła się wieść, iż nieszczęsne omen dla Rzeczypospolitej oznaczały one straszliwe znaki, co się wrychle po skonie Jagiellona sprawdzić miało.

Osobliwa przygoda zapustna,
W zapusty roku Pańskiego 1440 zdarzył się w Toruniu wypadek, co zabawę obrócił w smutek i ochotę w strach przemienił.
Stało się tak: Zapustnicy w hałaśnym pochodzie przebiegali ulice Starego Miasta. Niektórzy z nich w straszne larwy djabelskle przybrani wyprawiali przeróżne krotochwile. I tak umyślili sobie osobliwą zabawę: starym niewiastom chcąc przypomnieć młode lata, figle im płatali, niby je za dzierlatki mając.
Jakoż przydarzyło się, że od Chełmińskiej bramy wtoczył się wóz; na nim siedział kmieć z matką starowiną. Ledwo zoczyła wieśniaków djabelska hałastra, kiedy z piekielnym wrzaskiem rzuciła się ku wozowi, zatrzymała konia i poczęła starowinę to tu to tam skubać. Biedaczka mniemając że to wierutni kusiciele przed nią się pojawili, przeraziła się okrutnie i podniosła lament w niebogłosy.
Widać mało się kmieć znał na miejskich żartach, bo nie namyślając się chwycił za cepy na wozie leżące i grzmotnął najbliższego diabła tak mocno w ciemię, że ten padł nieżyw. Co widząc jego towarzysze rozpierzchli się w wielkiej turbacji.
Na miejscu tak okrutnego wypadku zebrała się wnet wielka rzesza ludu. Groźne podnoszono głosy i wołano, że mieszczana kmieć zabił. Ten atoli bronił się wskazując cepami na djabelskie szaty nieboszczyka i zarzekał się, że samego djabła ukatrupił, a to przecie chrześcijaninowi za zbrodnię poczytane być nie może.
Takoż zjawili się słudzy miejscy i kmiecia pojmawszy w ciemnej turmie osadzili. Sędziowie w tym czasie przybyli oglądnąć zwłoki — aliści, o dziwo! Miast ciała ludzkiego pod szatami z larwą djabelską znaleźli jeno garsteczkę popiołu.
Wzięto kmiecia na przesłuchy, lecz że wciąż dowodził, iż samemu kusicielowi karę za swawolę sprośną wymierzył, a śledztwo rację mu dawało, sąd mu życie i wolność darował.
Tak to na zapustach roku Pańskiego 1440, za panowania wielkiego mistrza Paulusa von Rusdorff, djabeł w Toruniu harce wyprawiał i w końcu ukaran został.
opracował Swantewit

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *